Recenzja. K. Bromberg „Down Shift. Bez hamulców”
K. Bromberg „Down Shift. Bez hamulców”
Nie
jest to pierwsza książka napisana przez K. Bromberg więc pewnie autorka ma już
swoich wiernych czytelników, którzy wiedzą czego mogą się po autorce
spodziewać. Książka nie odstaje od normy, którą prezentują inne znane mi
publikacje tej twórczyni.
„Down
Shift” jest jedną z części serii „Driven”. Wspominałam już o tej serii na blogu
przy okazji recenzji innych wytworów K. Bromberg. Polskie wydanie książki
pochodzi z 2017 roku, oryginału zaś z 2016 roku.
Tym
razem głównymi bohaterami są Zander i Getty, którzy spotykają się w dość… no
cóż, niespodziewanie (jak to bywa w literaturze), ale nie będę zdradzać
szczegółów. To coś dla zainteresowanych, nie ma co psuć ciekawostek i tego co
akurat może zaciekawić. Dla ciekawskich podpowiem, że na pewno jest to w
początkowej części książki ;) W każdym razie ich przeszłość powoduje (zarówno
głównej postaci męskiej jak i damskiej), że „Bez hamulców” może być ciekawą lekturą
pod różnymi względami. To dzięki temu może stać się dla czytelnika tak
wciągająca i pouczająca ta opowieść (pomimo gatunku).
Dla
tych, którym spodoba się pozycja podpowiem, że Grupa Wydawnicza Helion wydała
dotychczas również kilka innych publikacji autorstwa K. Bromberg z serii „Driven”,
więc te osoby będą mogły zostać dłużej w świecie tworzonym przez tę pisarkę.
Książka
nadaje się nie tylko na upalne lato czy takie, które „wymusza” pozostanie w
domu a także inne pory roku, gdy tęsknimy za gorącymi romansami czy postaciami
mającymi „wyrzeźbione mięśnie brzucha, tors w kształcie litery V”.
Jeśli
ktoś nigdy nie miał do czynienia z żadną książką K. Bromberg to ostrzegam tu
nie ma tylko „miłości” polegającej na górnolotnych słowach i robieniu maślanych
oczu… dzieje się tu więcej i mamy tu
sporo nagości. Książka jest napisana przejrzyście, stosunkowo szybko się ją
czyta (co do tego mam tylko jeden zarzut, do którego przejdę za chwilę), może
też „wciągnąć”. Trzeba więc na nią uważać, szczególnie z zaglądaniem do niej „tylko
na chwilę”, bo ta przysłowiowa chwila może się wydłużyć i to znacznie.
Jeśli
dla kogoś ważna jest ilość stron tekstu to jest ich tu około 420…. a wraz z
tytułowymi stronicami itp. jest ich 431.
Przejdźmy
teraz do moich „zarzutów”… a dokładniej rzecz ujmując do wulgaryzmów. Jeśli
ktoś nie lubi ich czytać to niestety spotka tu go niemiła niespodzianka. Wielka
szkoda, ale są tu używane i to nie raz czy dwa. Pozostaje więc albo przymknąć
na to oko, albo zrezygnować z lektury. Osobiście nie przepadam za nimi, ale
jeśli były użyte tylko kilka razy może by mnie to tak nie raziło… niestety dla
mnie ich było za dużo. Autorka widocznie miała jakiś powód ich użycia,
zastanawiałam się nad tym i mam swoje
teorie jakie one mogły być, ale postanowiłam Was nimi nie zamęczać bo przecież
to tylko moje przypuszczenia niekoniecznie pokrywałyby się z prawdą… tak czy
inaczej… one są i już… więc albo się zgadzamy z ich użyciem w książce (tzn. one
nam nie przeszkadzają, są to są) albo przymykamy na nie oko albo też za pozycję
się po prostu się nie zabieramy.
Reasumując
„Down Shift” spośród innych publikacji autorki nie stanie się moją ulubioną,
choć ma swoje walory. Nie powaliła mnie na kolana, choć przyjemnie nawet się ją
czytało jako coś innego niż zwykle oraz traktując ją jako przerwę od
codzienności. Tak więc czas poświęcony na tę książkę nie uważam za stracony, w
końcu może się spodobać.
Dla tych, którzy nadal nie są pewni
czy to książka dla nich mogą zajrzeć np. tutaj ->http://sensus.pl/ksiazki/down-shift-bez-hamulcow-seria-driven-k-bromberg,downsh.htm,
tam można przeczytać fragment i w ten sposób zdecydować czy to książka dla nas
czy jednak nie.
Pozdrawiam,
Airi
Komentarze
Prześlij komentarz
Dziękuję za komentarz :)