Aldile
"Aldile" w odcinkach pojawiło się na instagramie. Czytaliście? Jeśli nie to właśnie macie okazję.
A jeśli nawet czytaliście... to na końcu znajdziecie niespodziankę... Epilog 😇
Życzę przyjemnej lektury 😊
Unosiła się bardzo gęsta mgła.
Trudno było cokolwiek przez nią dostrzec, ograniczała widoczność do mniej niż
pół metra. Zobaczenie czegokolwiek było możliwe prawdopodobnie jedynie w
przypadku posiadania wyostrzonego – nadludzkiego wzroku.
Właśnie w takich okolicznościach
ocknęła się Felicja. Nie wiedziała, kim jest, skąd się tu znalazła i gdzie właściwie
jest. Dookoła otulała ją tylko mgła. Co ona właściwie tu robiła? Pod sobą
dłońmi wyczuła mokrą trawę. Końcówki jej włosów również były już mokre. Ile
czasu już tu przebywała?
Wiedziała czym jest trawa oraz co oznacza, że coś jest mokre
czy suche… pamiętała też imię Felicja… ale kim była, co tu robiła, co ją tu
sprowadziło? To było jej nieznane. Próbowała poskładać wszystko w swojej
głowie, gdy nagle wokół niej pojawiła się grupka podobnych do niej osób. Otworzyła
szeroko oczy nie wiedząc co robić. Wydawało się jakby nieznajomi jej szukali.
Jeden z nich się odezwał:
-
Witaj piękna w piekle – i podał jej dłoń, by pomóc jej stanąć.
-
Czy my się znamy? Gdzie jesteśmy? – spytała kobieta, gdy nagle nieznajomi
kazali jej być cicho i zaczęli szybkim krokiem oddalać się od miejsca, w którym
uprzednio się znajdowała.
Podążała
tak z nimi dobrą chwilę, trzymana za rękę przez mężczyznę, który uprzednio ją
dziwnie powitał. W końcu zapytała:
-
Długo będziemy tak się spieszyć?
Nieznajomi
popatrzyli jedni na drugich, rozejrzeli dookoła i jakaś kobieta o krótkich
włosach stwierdziła:
-
Już nie będziemy. Już wystarczy.
Po
czym mężczyzna, który trzymał ją do tej pory za rękę, zbliżył swą twarz do
wewnętrznej części jej ręki. Poczuła dziwny, przenikający ból, który najpierw
pojawił się koło nadgarstka, później rozprzestrzenił się prawie do łokcia:
-
Co ty robisz? – wykrzyknęła.
-
Teraz już jesteś jedną z nas – odparli nieznajomi chórem i dziwnie się
uśmiechnęli.
Spojrzała
na swą rękę, pojawiło się na niej znamię. Przypominało swym wyglądem strzałę ze
swym grotem skierowanym w jej stronę, w kierunku jej ciała. Przez chwilę
przyglądała się jemu, po czym patrząc na nieznajomą grupę, zapytała:
-
Czy ktoś mi wyjaśni, o co w tym wszystkim chodzi? Gdzie ja właściwie jestem?
Kim wy jesteście? Co mi zrobiliście?
-
Gdy tylko dotrzemy do miejsca, gdzie spędzimy noc, wszystko ci wytłumaczymy –
odparła ponownie dziewczyna o krótkich, ciemnych włosach z jakby pomarańczowymi
końcówkami. – Na razie proszę wytrzymaj z pytaniami, wiedz tylko, że nic złego
ci nie zrobimy – zrobiła chwilę przerwy i dodała – teraz należymy do jednej
grupy, musimy sobie ufać.
Felicja
nie bardzo rozumiała, o co chodzi z tą grupą, nie czuła też, że cokolwiek
„musi”. Ale
z jakiegoś powodu wyczuwała, że może wierzyć swojej rozmówczyni oraz że nieznajomi
nie mają złych intencji. Skinęła więc głową, że się zgadza i jeszcze tylko
zapytała:
-
Powiedz chociaż, jak masz na imię.
-
Nina – odparła uśmiechając się – a ty?
-
Felicja, chyba – odparła niepewnie.
Reszta
lekko się roześmiała i poszli przed siebie. Nagle jednak dziewczynie zakręciło
się w głowie, ugięły się pod nią nogi i straciła przytomność.
*
Gdy się obudziła leżała w łóżku. Zdawało
jej się, że znajdowała się w drewnianym budynku. Chciała przeanalizować to, co
się działo odkąd „odzyskała świadomość”, bo takie określenie najlepiej jej pasowo
do zaistniałej sytuacji. Nie wiedziała, jak lepiej nazwać ten stan. Może ma
jakąś formę amnezji? Nie miała pojęcia, jak znalazła się na tamtej łące.
Dlaczego tam była? Myśli zaczęły jej się kotłować w głowie, gdy do pokoju
weszła Nina, która niosła ze sobą tacę z dzbankiem pełnym wody i pusty kubek.
-
Jak się czujesz? – zapytała troskliwie.
-
Chyba za dużo się działo i tak jakoś… - zaczęła machać rękami, jakby chciała
coś w ten sposób wytłumaczyć, gdy przerwała jej kobieta.
-
Spokojnie. To normalne, zdarza się każdemu, kto tu przybędzie choć nie zawsze
objawia się od razu.
-
Kto tu przybędzie? – zapytała z zaciekawiona. Miała nadzieję, że chociaż czegoś
się dowie, coś się wyjaśni…
Nina
najpierw lekko się roześmiała. Postawiła tacę na niewielkim drewnianym stoliku,
który stał nieopodal łóżka i nalała wodę do kubka.
-
Napij się – podała Felicji napój, po czym zaczęła tłumaczyć.
Zaczęła
od tego, że oni wszyscy z grupy, tak jak ona, pojawili się w tym świecie.
Pochodzą
z różnych miejsc, światów czy wymiarów „jak to zwał, tak zwał” stwierdziła. Istnieją
też inne grupy, jej przeznaczeniem było być częścią ich paczki, strzały na ich
rękach były tego symbolem. Są jednak takie grupy, które nie przejmują się tym i
aby mieć jak najwięcej członków oraz wykonać jak najwięcej zadań, podbierają
nowe osoby. Felicja chciała dopytać
o różne rzeczy, ale miała tak dużo pytań, że nie wiedziała od czego zacząć, gdy
nagle zaczęło jej burczeć w brzuchu. Trochę się zawstydziła, a później obie z
Niną zaczęły się śmiać.
Wyszły obie z pokoju i poszły do
kuchni, która znajdowała się naprzeciwko pokoju,
w którym rozmawiały. Tam Nina zabrała się do zrobienia jakieś strawy. Felicja
chciała pomóc, ta jednak odmówiła twierdząc, że na razie powinna odpocząć. Stwierdziła
nawet, że następnym razem jej pomoże. Felicja usiadła więc przy stoliku w
kuchni, po czym zapytała:
-
Czy to naprawdę piekło?
-
Aaaa, ty o to pytasz – odparła roześmiana dziewczyna, która dołączyła do dwóch
pozostałych w kuchni – Zefiryn tak tylko żartował, taki ma styl.
-
Zef.. co? – nie była pewna, o kim mówi nieznajoma.
-
Zefiryn, to ten czerwonowłosy mężczyzna, który cię przywitał. A ja jestem Maja.
Witaj – po tych słowach podeszła do siedzącej Felicji dziewczyna w krótkich
spodenkach, z włosami do ramion o jakby złotym kolorze i podała jej rękę.
W
tym momencie podjęła temat również Nina tłumacząc, że tutejsi ludzie mają
przeróżne imiona, czasami bardzo trudne do wymówienia. Nie wszyscy też pamiętali,
jakie mieli imię
w tym innym świecie, z którego pochodzili. Dlatego ona ma na imię Felicja, bo
takie imię pamiętała. Z czasem może sobie przypomnieć swe dawne imię i życie,
ale to nie zmieni faktu, że dla nich będzie Felicją, dla nich było to jej
jedyne i prawdziwe imię. Liczy się to, co jest tu,
a nie to, co było gdzieś tam kiedyś. Po czym dziwnie posmutniała jakby jakieś
niemiłe wspomnienia nią zawładnęły. Nowo przybyła nie zauważyła zmiany nastroju
i gdy ta podała jej posiłek, powiedziała:
-
Naprawdę jesteś dobrym człowiekiem, gdyby nie ty, zagubiłabym się we własnych
myślach.
-
Dobry człowiek?! – Nina mruknęła jakby tylko do siebie, po czym już głośniej rzekła
– Co to znaczy być dobrym człowiekiem? Czy broniąc innych ludzi i ich praw wszelkimi
sposobami jest się dobrym człowiekiem? Czy broniąc jednych ludzi a krzywdząc
innych jest się dobrym człowiekiem? – po chwili jakby oprzytomniała,
przeprosiła za podniesiony głos i wyszła przed budynek by pooddychać świeżym
powietrzem i skupić się na czymś innym.
-
Nie przejmuj się teraz tym, co powiedziała Nina – rzekła Maja po tym, jak tamta
wyszła. – Ona po prostu pamięta swoje poprzednie życie i ciągle to wszystko
przeżywa. Jedz spokojnie, ja zostanę przy tobie – dodała widząc pojawiający się
niepokój w nowo przybyłej koleżance.
Felicja
więc wzięła się za jedzenie. Wielu rzeczy nie rozumiała. Nie wiedziała już
jednak, czy na pewno chciałaby sobie przypomnieć swoje życie, to co się z nią
działo zanim trafiła do tego miejsca.
Zdążyła zjeść, gdy do pomieszczenia
wszedł Zefiryn z Frankiem i Władkiem, pozostałymi dwoma członkami grupy. Zefiryn
zapytał:
-
Co zrobiłyście Ninie?
-
Nic. Znów zafiksowała się na swojej przeszłości – odparła Maja wzruszając
ramionami.
Mężczyzna
zrobił tylko gniewną minę i wyszedł sprawdzić, jak się czuje Nina. Odezwał się
więc Franek i przedstawił siebie oraz swego kompana. Po czym dodał, że czas by
ruszyli, ponieważ mają zadania do wykonania. Władek poszedł gdzieś z Mają, a
Felicja została przez chwilę sam na sam z Frankiem. Ten jednak się nie odzywał
i nawet na nią nie patrzył. Kobieta więc nie mogąc wytrzymać ciszy odezwała
się:
-
Jestem Felicja – na powitanie wyciągnęła dłoń w jego stronę.
Ten
jednak nie zareagował i powiedział jakby sam do siebie:
-
Nie spoufalaj się. Przedstawiłem siebie i Władka, bo wiedziałem, że sam tego
nie zrobi. Mieliśmy już raz taką jak ty w grupie i nas zdradziła. Zdradziła
Zefiryna – spojrzał na chwilę na Felicję z odrazą i wściekłością, jego oczy aż
iskrzyły. Zrobiła krok w tył a przez całe ciało przeszły ją ciarki.
Miała
wiele pytań, ale uznała, że lepiej nie wchodzić w interakcję z tym mężczyzną,
przynajmniej nie teraz. Po kilku minutach wrócił Zefiryn. Powiedział Frankowi,
że Nina już na niego czeka, więc ten wypowiedział słowa pożegnania jakby w
powietrze i wyszedł.
-
Oni idą na coś w rodzaju misji. Sporo jest do zrobienia, a ja zabieram cię do
Krzesimira i Sary, ostatniej dwójki z naszego zespołu, której jeszcze
nie znasz.
Felicja
tylko przytaknęła, ponieważ nie wiedziała, na ile może sobie pozwolić przy tym
dziwnym mężczyźnie. Dodatkowo nie wiedziała ile prawdy było w słowach o
zdradzie. Czy było tak w istocie?
Szli w milczeniu przez kilka godzin.
Po czym wsiedli do czegoś co przypominało jej karocę. Wszystkim zajmował się Zefiryn
odzywający się tylko wtedy, gdy było to niezbędne. Felicja mu przytakiwała
ruchami głowy, czuła się nieswojo choć nie czuła zagrożenia z jego strony.
Byli już niedaleko celu podróży, gdy
Zefiryn powiedział:
-
Nie wiem, co powiedziała ci reszta drużyny, ale nie jestem straszny – przerwał
na chwilę, by znów podjąć temat – Może szkoda, że nie jestem. Jak będziesz
miała jakieś pytania odnośnie tego świata, Krzesimir wszystko ci wyjaśni.
Zostaniesz tam z nim kilka dni. My mamy zadania do wykonania, a on będąc
częścią Kongresu będzie mógł mieć ciebie na oku – podniósł lewy kącik ust
kończąc.
-
Nic takiego nie mówili – powiedziała w końcu Felicja – to wszystko po prostu
jest takie nowe i inne. Czy powinnam pamiętać to, co działo się przed tym, jak
tu trafiłam?
Mężczyzna
się roześmiał. Po czym odparł:
-
Krzesimir miał ci odpowiadać na pytania… - uśmiechnął się lekko – ale zaspokoję
twoją ciekawość. Nie zawsze jest lepiej wszystko wiedzieć. Maja nic nie pamięta
i potrafi normalnie żyć tu i teraz. Nina pamięta i czasami za bardzo skupia się
na tym, co było, nie potrafiąc wykorzystać szans dawanych jej przez ten świat.
Inni zmieniają się po tym, jak sobie przypominają, nie mogąc tego wszystkiego
udźwignąć. Jeszcze inni akceptują, że nie są już tymi istotami, ale to, co
robili, ma wpływ na to, że są tu, a nie gdzieś indziej – mówiąc te ostatnie
słowa mężczyzna spojrzał w górę i przymknął oczy, coś sobie przypominał.
Felicja
chciała zapytać, co zawładnęło jego uwagą. Nie miała jednak okazji tego zrobić,
bo dotarli do celu i wszystko zaczęło się tak szybko dziać, że zanim się
zorientowała, siedziała
w jakimś pomieszczeniu z niewielką ilością światła, przy stoliku, na którym
stała filiżanka
z herbatą i cukiernica. Była całkowicie sama. Żałowała teraz, że w czasie
podróży tak długo milczała. Zefiryn okazał się ciekawszą postacią niż się
pierwotnie spodziewała i te jego dziwne czerwone włosy sięgające aż po łopatki.
Intrygował ją. Wyglądał z nimi bardzo i to bardzo niecodziennie. Strój też miał
inny niż pozostałe osoby, które widziała. No może jeszcze Maja się w tym
względzie wyróżniała. Miał na sobie coś w rodzaju białej koszuli z długimi
rękawami z dodatkową jakby falbaną zamiast mankietu. Do tego u góry prawie po
głowę sięgała swego rodzaju falbaniasta stójka. Do tego ciemne, proste spodnie
i wysokie po kolana czarne buty. Wyglądał jak nikt, kogo wcześniej widziała, a
przynajmniej tak jej się wydawało.
Gdy tak rozważała wygląd Zefiryna,
do pomieszczenia, w którym się znajdowała, wszedł mężczyzna o ciemnych,
stosunkowo krótkich włosach (porównując do długości włosów Zefiryna), jego oczy
jak jej się wydawało były fioletowe. Był szczupły, może nawet za bardzo. Do
głowy przychodziło jej określenie „sama skóra i kości”, choć dokładnie nie
pamiętała co miało to stwierdzenie oznaczać. Ubrany był na czarno. Chciała
wstać i przywitać się, ale ten gestem ręki wskazał, by nie wstawała. Przysiadł
na parapecie przy oknie i zaczął opowiadać. Kazał jej tylko pić herbatę, a on
miał mówić. Uspokoił ją, że to nie jest piekło, bo choć już o to pytała, nadal
był to dla niej problem.
Przedstawił jej jeszcze raz wszystkich członków ich grupy,
byli to: on - Krzesimir, Sara, Zefiryn, Nina, Maja,
Władek oraz Franek. Ona od tego momentu oficjalnie została po prostu Felicją.
Dziewczyna otworzyła usta, chciała coś powiedzieć. Krzesimir jednak burknął coś,
po czym jeszcze mało wyraźnie stwierdził, że pytanie bez pozwolenia na terenie
Kongresu może skutkować srogą karą. Po czym już głośniej i wyraźniej powiedział
w stronę Felicji:
-
Masz dużo szczęścia, widać twoje imię mówi o tym, jaka jesteś. Nieważne – na
chwilę przerwał, wyjrzał przez okno, stojąc teraz naprzeciwko niego i dodał –
Nie odzywaj się tutaj do nikogo pierwsza. W przypadku niektórych osób nie
byłoby to źle odebrane, inni uznaliby cię za niewychowaną, ale są tu też
istoty, dla których takie zachowanie to obraza i to wielka.
A wówczas banicja byłaby nieunikniona, nie mogłabyś wykonywać wówczas przeznaczonych
ci zadań.
-
Przeznaczonych zadań?
Mężczyzna
pokręcił głową. Westchnął. Po czym kontynuował swój monolog, jakby nigdy Felicja
mu nie przerwała.
Znajdowali się w siedzibie tak zwanego Kongresu, nazwa tej
fortecy wzięła się od zebrań, które od dawna tu przeprowadzano. Później stało
się ono siedzibą stałej Rady i wielu z nią związanych istot. Jej członkami byli
zarówno ludzie związani z jakąś grupą, jak i tak zwani „libre”, którzy byli
obdarzeni największym szacunkiem. Uważano, że nie są stronniczy w swych
osądach. To miejsce zamieszkiwane było również przez różnych wieszczy,
wróżbitów czy jasnowidzów, do których członkowie różnych grup przychodzili po
radę. Duża część tych istot była w tym świecie z własnej woli. Chcieli pomóc
innym spotkać się z tak zwaną resztą swojej duszy, która zwana bywała „ka”. Mężczyzna
sam nie wiedział, skąd to pojęcie się wzięło. Po połączeniu tych dwóch części
dusza będzie pełnią i wówczas będzie mogła przystąpić do Sądu.
Felicja chciała zadać milion pytań, była
jednak niepewna, na ile może sobie pozwolić. Postanowiła zaczekać do końca
monologu Krzesimira. A ten wciąż mówił.
-
Wszystko ma ustalony porządek od wieków. Tak zostało ustalone i już nie ma co
zadawać dodatkowych pytań, bo reszta bywa jedynie naszą interpretacją.
Po
czym przeszedł do tego, że nie są tutaj dlatego, że zostali skazani. To nie
była kara tylko szansa. Znał zwyczaje Zefiryna i to jak potrafił witać nowo
przybyłych, nawet jeśli nie byli oni członkami jego grupy. Dodał również, że trafił
on – Zefiryn tutaj z powodu jego własnej ciekawości, za dużo widział i za dużo
jeszcze chciał wiedzieć. Nigdy nie było mu dane zapomnieć tego, co przeżył,
zanim tu przybył, to był jego bagaż. Co dziwiło Krzesimira, nie był na tym
skupiony. Żył tutaj najlepiej jak potrafił, ucząc się tego miejsca oraz siebie
na nowo. Nie buntował się, uczył na błędach. Również pod tym względem był inny
od trafiających tu istnień, był otwarty. Mężczyzna wspomniał również, że większość
ludzi, która pamięta swe inne życia, zachowuje się podobnie do Niny. Przewidywał
przy tym, że musiała widzieć dziwne zachowanie kobiety, zauważył już, jaka
ciekawska ona jest, a to łatwo mogło wywołać lawinę – pewne reakcje u Niny. Twierdził,
że osoby z takim bagażem za bardzo skupiają się na tym, co było, ale choć
przeszłe życia determinują wiele rzeczy, jak to ujął „to i owo”, teraz nie są
najważniejsze. Ważne jest to, co można zrobić z życiem, które mają teraz, z ich
teraźniejszością. Dlatego też zespołom przypisane są różne zadania. Niektóre,
jak to ujął, „tutejsze” istoty też zwracają się bezpośrednio do danych grup z
pewnymi prośbami, zadaniami do zrobienia. I oto tutaj chodzi. O zadania do
wykonania i przyłożenie się do nich, czyli wsparcie innych. Reszta to sprawa
drugorzędna.
Mówił jeszcze przez dobre kilka
minut. Następnie zaprowadził nową członkinię jego grupy do pomieszczenia, które
przez przeszło miesiąc miało być jej pokojem, miejscem do spania i spędzania
czasu na osobności. Po zakończonych zadaniach ktoś z grupy miał po nią przyjść.
Mijały dni, jednak nikt nie przychodził. Podobno sprawy się komplikowały i
dochodziły nowe wyzwania. Przynajmniej tak twierdził Krzesimir. Choć podobno
również Sara należała do Kongresu, przez cały swój pobyt tutaj Felicja nawet z
daleka nie miała okazji jej zobaczyć. Widziała tu jednak wiele różnych postaci.
Jednych obdarzonych większym szacunkiem, innych mniej, wszystkie jednak odgrywały
swoją rolę i były na swój sposób niezbędne, by wszystko mogło iść tak, jak
zakładał tak zwany Wyższy Plan. Ostatnimi czasy, jak usłyszała, więcej osób niż
zazwyczaj trafiało do tego świata. Miało to wynikać z niepokojów, jakie miały
panować
w różnych światach.
Jedną z ciekawszych postaci, które
tutaj zobaczyła, były trzy kobiety, zawsze widywane razem, raz traktowane jak
siostry, innym razem jakby były jedną osobą. Nosiły one imiona: Eira, Banba i Flotla. Zwano je Drui. Choć Felicja nie
wiedziała, co to oznacza, widziała jak to pojęcie wstrząsa wieloma członkami Kongresu
oraz nowo przybyłymi, którzy trafiali tu na swe wprowadzenia. Oni jednak nie
zostawali tu tak długo jak ona. Nawet jak nikt się po nich nie zgłosił, musieli
po tygodniu opuścić to miejsce. Jej pozwolono zostać dłużej ze względu na
zasługi Sary, Krzesimira i Zefiryna. Byli oni powszechnie znani i szanowani, co
przekładało się na odbiór osób z ich drużyny.
Do wspomnianych trzech kobiet nikt nie mógł odezwać się
pierwszy, dopiero gdy one zainicjowały konwersację, to ta druga osoba mogła
zacząć coś mówić. Nosiły one zazwyczaj jakieś długie suknie w jednolitym
kolorze. Choć podobne do siebie jak krople wody, każda
z nich miała inny kolor włosów i oczu.
W czasie swojego pobytu w Kongresie Felicja miała też
możliwość uczestniczenia
w pewnym rytuale wróżebnym. Prowadził go mężczyzna z łysiną w części czołowej oraz
z dłuższymi siwymi włosami, które znajdowały się bardziej z tyłu głowy. Stał on
przed drewnianym kołem, na którym były wyryte jakieś znaki, które podobno
odpowiadały literom znanego powszechnie alfabetu. Felicja jednak nie była w
stanie ich odczytać. Powiedziano jej, że przypisane są im sentencje w jakimś języku,
którego nikt oprócz wróżbity nie był w stanie zrozumieć. Coś mruczał pod nosem
i zakręcił kołem. Nie wiedziała, jaki był wynik wróżby, podobno to było ściśle
tajne. Wróżył on w jakiejś ważnej sprawie, i tak podobno był to duży zaszczyt,
że pozwolono jej temu wszystkiemu się przyglądać. Wiele osób powtarzało: „Ona
to naprawdę ma szczęście”, choć cieszyła się, że mogła to wszystko zobaczyć,
bez rozumienia czegokolwiek miało to jednak dla niej okrojoną wartość, nie
czuła więc, jakby miała jakieś wielkie szczęście. Inaczej od nich postrzegała
to wydarzenie, choć rozumiała, że wiele osób chciałoby uczestniczyć w takim
rytuale i chociaż przez chwilę zobaczyć wielkiego wróżbitę, podobno mogącego
być jednym z libre.
Dzięki pobytowi w tym miejscu, Felicja
dowiedziała się wielu rzeczy na temat tego świata. Nie mogła się jednak doczekać
przybycia kogoś z grupy, by mogła zacząć samodzielnie poznawać to miejsce, a
nie tylko z książek i z opowieści innych istot, czyli przede wszystkim
Krzesimira. Mężczyzna podobał jej się i to nie tylko ze względu na jego wygląd.
Teraz jednak nie to było najważniejsze. Wiedziała też, że na tę chwilę nie
miała u niego żadnych szans, o ile w ogóle kiedyś zwróci na nią uwagę – spojrzy
na nią jak na kobietę.
W końcu czekanie dobiegło końca. Krzesimir powiedział
Felicji, że przed bramą czeka na nią Zefiryn. Odprowadził ją blisko niej, po
czym już sama przeszła przez bramę. Tam stał
i czekał na nią oparty o drewnianą barierkę mężczyzna o czerwonych włosach.
Widząc go całego i zdrowego odetchnęła z ulgą. Słyszała, że czasami po wykonaniu
przeróżnych zadań członkowie różnych grup bywali w strasznym stanie – ciężko poharatani,
wymagający długich miesięcy rekonwalescencji. Cieszyła się, że nic takiego nie
spotkało jej znajomego.
Tak długo na niego czekała.
Przeczuwała, że to on po nią przyjdzie. Choć podobno na czele ich grupy stał
Krzesimir i Sara, to jej wydawało się, że wszystko jakoś działa dzięki Zefirynowi.
Zresztą z jakiegoś powodu Franek i Władek byli tak bardzo z nim zżyci.
Zefiryn zaprowadził Felicję na
miejsce jej pierwszego zadania. Czekały tam już na nią Nina i Maja. One miały
jej towarzyszyć i w razie czego wesprzeć w czasie wykonywania zadania. Zefiryn
z Władkiem i Frankiem udali się w jakieś inne miejsce, by tam wykonać swoje
zadania. Dziewczyna nie miała odwagi porozmawiać z mężczyzną o swoich
wątpliwościach.
Felicja zdziwiła się, gdy Nina
wyjaśniła jej, na czym będzie polegać jej pierwsze zadanie.
-
Tylko pomóc zejść z drzewa kotu? Myślałam, że zadania są bardziej….
-
Są różne zadania – przerwała Maja.
-
Wszyscy zaczynaliśmy od małych zadań – dodała Nina – tak jak życie opiera się
na małych czynnościach, uczynkach, nawet najmniejsze zadanie jest ważne.
-
Zresztą to niezwykły kot – wtrąciła Maja.
„Niezwykły
kot?!” zdziwiła się w myślach Felicja. Co to miało znaczyć? Wkrótce miała się o
tym sama przekonać. Był to mówiący kot i do tego pełen obaw. Po prostu nie
chciał zejść z drzewa, a nie jak pierwotnie przypuszczała miał z tym problem.
Jej pomoc miała polegać na rozmowie i wybadaniu dokładnie co trapi zwierzaka.
Choć zadanie na pierwszy rzut oka wydawało się proste, łatwe i przyjemne, takim
jednak nie było. Pierwsze próby porozumienia ze zwierzęciem okazały się płonne.
Gdy po którymś podejściu nie mogła w ogóle znaleźć gruntu do rozmowy (odnaleźć
jakiejkolwiek nici porozumienia) z niezwykle grymaśnym kotem, Nina postanowiła
choć trochę pomóc nowej koleżance.
-
Kot Nicpoń.
-
Witaj Nicponiu, ja jestem Nina. Ładne masz widoki z tej wysokości? – rozpoczęła
luźną
rozmowę z kotem, by łatwiej było dowiedzieć się, co stoi za takim a nie innym
sposobem jego postępowania.
System
ten okazał się skuteczny. Kot szybko polubił „ciekawską Ninę” - jak ją nazwał. Zaczął
jej ufać. Wtedy kobieta przedstawiła swoją koleżankę - „zagubioną Felicję”. Gdy
kot się z nią przywitał, a właściwie pierwszy raz do niej odezwał, Nina skinęła
na koleżankę, by teraz już ona wykonała swoje zadanie do końca. Felicja
wykorzystała sposób Niny i zadawała kotu pytania, by dowiedzieć się jak
najwięcej, a docelowo przekonać się, co skłoniło kota do wejścia na drzewo i
pozostawania na nim.
Sposób ten przyniósł oczekiwane
efekty. Okazało się, że kot bał się odrzucenia, nie był przecież zwykłym kotem,
martwił się, „czy ktoś go takiego pokocha?”. Maja poszła po „właścicielkę
kota”, a Nina nadal towarzyszyła Felicji. Ta kontynuowała rozmowę i sam kot
Nicpoń doszedł do wniosku, że jego ucieczka na drzewo w niczym nie pomaga.
Zresztą, gdyby właścicielce na nim nie zależało, nie zgłaszałaby tego, że szuka
natychmiastowej pomocy i nikt z żadnej gildii nie byłby teraz z nim i by z nim
nie rozmawiał. Gdy tylko Maja z „właścicielką” kota Nicponia przyszły pod
drzewo, ten od razu sam zeskoczył prosto w ramiona Zuzy – „właścicielki”. Oboje
podziękowali kobietom, Zuza podpisała pewien dokument – potwierdzenie, że
zadanie zostało pozytywnie wykonane. Gdy już kobiety oddaliły się od miejsca
zadania i tego nieszczęsnego drzewa Felicja podziękowała Ninie za pomoc - „bez
ciebie nie dałabym rady” - stwierdziła dziewczyna. Nina tylko się uśmiechnęła i
pokiwała głową, że przyjmuje to do wiadomości i machnęła ręką wskazując, że nie
ma o czym mówić. Jej pierwsze zadanie zostało pozytywnie zakończone. Pierwszy
mały krok miała za sobą. Zrozumiała też, że nie można żadnego zadania bagatelizować,
bo coś, co wydawałoby się proste, takim
w rzeczywistości może nie być. Zresztą, jak to Nina powiedziała, wszystkie
zadania są ważne. Kamyk do kamyka i może powstać wielka góra.
*
Minęło kilka miesięcy odkąd Felicja
znalazła się w tym świecie. Miała już na koncie kilka mniej lub bardziej
samodzielnych zadań. Zawsze jednak pozostałe dwie kobiety były z nią,
a Felicja cieszyła się, że ze wsparcia. Rzadko widywała Zefiryna, a Krzesimir
tylko przesyłał im wiadomości dotyczące kolejnych zadań. Odkąd opuściła mury Kongresu
nie widziała go ani razu. Sary nadal nie poznała. Nasłuchała się tylko różnych
opowieści o jej urodzie i mądrości oraz dobroci. Dowiedziała się również, kto
namieszał w życiu Zefiryna. Usłyszała, że przed nią częścią ich grupy była
Karina, która zdradziła Zefiryna po tym, jak przypomniała sobie swoje wcześniejsze
życie. Nie potrafiła sobie odpowiedzieć na pytanie, kim właściwie jest,
zagubiła swoją tożsamość. Stała się zagrożeniem dla Zefiryna, całej grupy, a
także innych mieszkańców Aldile, bo tak zwał się ten świat. Kobiety jednak nie
były pewne, co się z nią ostatecznie stało. Zefiryn powiedział im tylko pewnego
dnia, że nie jest już ona członkiem ich grupy oraz że jej już nie spotkają.
„Zniknęła z areny dziejów” - powtarzając słowa Zefiryna, Nina dokończyła tą
opowieść. Wszyscy widzieli, jak ciężko to mężczyzna przeżył, nikt więc nie
dopytywał o Karinę i to, co się z nią stało. Pozostało to od tamtego czasu
swego rodzaju tematem tabu wśród członków grupy. Felicja postanowiła, że też
nie będzie dopytywać. Nie chciała wyjść na wścibską i tak wystarczało to, że Franek
i Władek trzymali się od niej z daleka. Choć kobiety mówiły jej, by się tym nie
przejmowała, ona tak jednak nie potrafiła. Dlaczego miała płacić za cudze
błędy? Chwilami nachodziła ją myśl, że może zanim się tu dostała, też kogoś tak
zraniła, jak Karina Zefiryna, dlatego teraz musi przechodzić przez takie a nie
inne doświadczenia. Nie miała jednak możliwości ani potwierdzenia, ani
zaprzeczenia tej tezy. Pozostawały jej jedynie domysły, którymi nieraz sama
siebie zamęczała.
Z biegiem czasu i doświadczenia okazało
się, że potrafiła porozumiewać się ze zwierzętami, także tymi, które nie
potrafiły mówić. Wychodziło jej to nawet łatwiej niż
w przypadku zwierząt obdarowanych mową (jak kot Nicpoń). Z tymi lepiej
dogadywała się Nina. Ona też potrafiła wczuć się w sytuacje różnych ludzkich
istnień, zrozumieć ich emocje
i rozterki. Na pytanie Felicji skąd to wszystko umie to jednocześnie z Mają
odparły: „taki dar”. Każdy z członków grupy miał jakiś dar, nie zawsze jednak
wszystko było jasne i proste, niektóre zdolności dopiero przychodziły z czasem
i wymagały włożenia w ich rozwój dużo pracy.
Teraz trzy kobiety udawały się do
siedziby „ich gildii” jak to określiły towarzyszki Felicji. W skład takich
gildii wchodzili nie tylko członkowie grupy, jak w tym przypadku: Felicja,
Maja, Nina, Franek, Władek, Zefiryn, Krzesimir i Sara, ale również tak zwani
„zwykli mieszkańcy” tego świata, którzy tu zamieszkiwali od narodzin do swej
śmierci. Oni również nosili na swych ciałach znak rozpoznawczy danej gildii, w
tym wypadku symbol strzały.
W dużej części to oni - „tutejsi zwykli mieszkańcy” - byli
odbiorcami i wnioskującymi o wykonanie różnych zadań przez grupy. Nie mieli obowiązku należeć do jakieś
gildii, choć w większości obszarów taka przynależność nie tylko ułatwiała im życie ale także
umożliwiała przetrwanie.
Nieraz wnioski o wykonanie
jakiegoś zadania składane były wprost do członków grup, bywały też składane
przez gildię, innym razem zaś przez Kongres. Wszystko to zależało m.in. od
stopnia trudności danych zadań oraz samych chęci osoby wnioskującej.
Najtrudniej było złożyć wniosek przez Kongres o zadanie dla danej grupy czy jej
członka, ale jeśli było to bardzo trudne zadanie, określone w jednym z
rozporządzeń Kongresu, tylko taka droga była możliwa. Członkowie grup, którzy
nie trzymali się tych zaleceń byli srogo karani. Nie mieli np. możliwości przez
określoną ilość czasu brać udziału w zadaniach, tym samym nie mogli wypełnić
powodu, dla którego tu trafili. Wszystko było po coś, choć nie zawsze było to
łatwe do określenia.
Według założeń Felicja, Nina i Maja po zakończeniu „swoich
zaplanowanych zadań” miały udać się prosto do siedziby swojej gildii. Po drodze
jednak spotkały młodego chłopca, który się zagubił. Potrafił określić, jak
wygląda jego dom i rodzice, ale z którego kierunku przybył oraz jak znalazł się
na wielkiej łące tuż przy skrzyżowaniu różnych dróg, już nie potrafił
powiedzieć. Z której strony tu przyszedł? Jaką drogą podążał? To były pytania
bez odpowiedzi. Wyglądało na to, że chłopiec – Jaś, naprawdę potrzebuje pomocy.
Najdziwniejsze jednak było to, że Nina nie mogła wyczuć
żadnych emocji chłopaka. Wprawdzie podobno także w tym świecie istniały istoty,
które ciężko było „odczytać”. Byli oni odporni na pewne wybrane moce, bądź na
nie w ogóle. Do tej pory jej się nie
zdarzyło spotkać aż tak chronionej osoby.
Ze względu na to, że nie był on zwierzęciem, Felicja na tę
chwilę nie była w stanie nic zrobić. Jej zdolności w tym zakresie okazały się
bezużyteczne. Znów poczuła się bezradna
i zagubiona, jak wtedy, gdy dopiero co pojawiła się w tym świecie.
Maja postanowiła wysłać telepatyczną wiadomość do Zefiryna,
który miał na nich czekać w siedzibie gildii, że się spóźnią. Los postawił na
ich ścieżce dodatkowe zadanie do wykonania. Przekazała też krótką adnotację, że
chodzi o zagubionego, małego chłopca.
Wysłuchały jeszcze raz, tym razem dokładniejszej opowieści chłopca.
Choć bez wsparcia swych mocy, poprzez analizę treści i znajomości topografii
krainy postanowiły mu pomóc. Cała czwórka udała się więc wybraną przez Maję i
Ninę ścieżką. Dotarli w końcu do zbocza górskiego. Szczeliną pomiędzy górami
biegła ścieżka do niewielkiego miasteczka. Robiło się już ciemno. Kobiety
zdecydowały, że do miasteczka udadzą się następnego dnia,
a teraz niedaleko wzgórza rozpalą ognisko i odpoczną po wędrówce. Nagle jednak
w ich pobliżu znalazły się jeszcze cztery inne osoby. Byli to członkowie jednej
z tak zwanych czarnych, mrocznych grup, którzy nie postępowali według
panujących zasad i „rekrutowali” nawet osoby nie przeznaczone do ich drużyny,
bo i takich nie było.
-
Nie zdziwiłyście się, że jesteście tak blisko miasteczka, a nikt nie szuka
małego, bezbronnego Jasia? Och naiwne wy, skupione tylko na spełnianiu dobrych
uczynków i wykonywaniu zadań. To was zgubiło.
Nie
miały gdzie uciec. Z jednej strony strome zbocze góry, z drugiej członkowie
czarnej grupy. Teraz mogły zauważyć, że ich znakiem rozpoznawczym była czarna
żmija. Mały chłopiec też jakoś nagle zmężniał i przybrał dorosłą postać. Czuły
też jakby coś ostrego znajdowało się tuż przy ich szyi, nieopodal krtani. Jeden
z członków czarnych żmij odezwał się:
-
Czeka was podobny koniec do tego, jaki spotkał jedną z was. Tak jak Karina znikniecie
i już nie będziecie mieć możliwości poprawienia swych błędów. A do tego na
wieki pozostaniecie niepełne.
Chciały
coś powiedzieć, gdy nagle niedaleko nich znalazł się Zefiryn i powiedział coś…
kobiety były jednak zbyt oszołomione, by dokładnie dosłyszeć i zrozumieć jego
słowa. Zapamiętały coś w rodzaju:
-
Nie wtrącajcie się w nie swoje sprawy.
Po
tych słowach słyszanych jakby bardzo z daleka, niewyraźnie, kobiety straciły
przytomność.
Gdy się obudziły, były w siedzibie
swej gildii. Nie pamiętały zbyt wiele z poprzedniego dnia. Tylko tyle, że ktoś
z czarnej drużyny chciał je oszukać, a Zefiryn je uratował. Zastanawiały się tylko,
skąd ten problem z pamięcią. Były w stanie przywołać dobrze wszystkie
zdarzenia, które działy się przed tą sprawą związaną z oszustwem (wiedziały, że
coś się wydarzyło i były w niebezpieczeństwie, ale nie były pewne dokładnie co).
Zefiryn nie miał takiej mocy, by móc ingerować w cudze wspomnienia.
-
Inaczej wygląda sprawa z Frankiem i Władkiem, widocznie byli tam razem z nim –
w końcu skonkludowała ich rozważania Maja.
W trochę nieoczekiwany sposób
Felicja po raz pierwszy znalazła się w siedzibie ich gildii, siedzibie swojej
drużyny. Czuła, że miała wielkie szczęście, że nie została przejęta przez żadną
z mrocznych drużyn oraz że przetrwała wczorajsze zagrożenie. Pragnęła nie
podziękować Zefirynowi za pomoc, o ile tylko o tym nie zapomni.
Jak się jednak okazało, kobiety były
nieprzytomne przez przeszło trzy dni, a Zefiryna już tam nie było. Przybył za
to Krzesimir by sprawdzić jak jego towarzyszki się czują. I jak się wydawało
Ninie i Mai, chciał sprawdzić, ile pamiętają z wydarzeń związanych z mroczną
grupą.
W ostatecznym rozrachunku kobiety
nie miały czasu ani chęci, by próbować sobie coś więcej przypomnieć z tamtych
zdarzeń. Ufały też Zefirynowi i uznały, że według niego lepiej będzie, gdy
tamten incydent zostanie przez nie tylko w ograniczonym stopniu pamiętany, nie
musiały znać szczegółów. Sprawa ta pozostała więc dla nich spowita mgłą i
postanowiły tak tę kurtynę zapomnienia pozostawić.
Choć dopiero dotarły do gildii,
Felicja nie miała czasu, by się jej lepiej przyjrzeć. Krzesimir przekazał im,
że czeka na nie kolejne zadanie. Nakazał, by tym razem uważały na siebie i nie
wplątały w żadne kłopoty. Gdy tylko zjadły, wyruszyły we wskazane przez mężczyznę
miejsce. Tym razem pojazd zaprzęgnięty w konie miał je tam zawieść i stamtąd
odebrać. Krzesimir nadal bał się o ich bezpieczeństwo. Nie miał możliwości
rozmowy
z Zefirynem ani Frankiem czy Władkiem, więc nie wiedział, czy „tamta sprawa”
została całkowicie załatwiona, czy może czarne żmije znów uderzą w
niespodziewany sposób.
Felicja westchnęła, miała nadzieję,
że dłużej zostanie w towarzystwie mężczyzny, przy którym czuła się bezpiecznie
i do którego ją tak ciągnęło. Choć nie znała go dobrze pragnęła by to się
zmieniło. Nie miała na to jednak szans i zamierzała niczego wymuszać. Krzesimir
miał swoje sprawy a ją czekała misja.
Kobiety w czasie podróży rozmawiały
o ich nowym zadaniu. Wiedziały tylko, że będzie ono polegało na rozmowie z
nastoletnim, chorym chłopcem. Szczegóły na miejscu miała przekazać matka
chłopaka. Im jak na razie pozostawały tylko domysły, co takiego ważnego może
być w tym zadaniu, że przekazane im zostało aż z Kongresu. Co to mogło być? Na
pewno nie jego wyleczenie, żadna z nich nie miała takiego daru, który też tak
naprawdę był wielką rzadkością. Bywały jednostki potrafiące leczyć niewielkie
rany czy zadrapania u kogoś lub u siebie, ale przy poważniejszych chorobach i oni nie potrafili nic zrobić.
Może więc chodziło o jakieś jego zwierzę? Zastanawiały się, analizując swe moce i to, w czym
mogłyby pomóc. Takie rozważania jednak prowadziły donikąd, dopiero na miejscu
sytuacja miała się wyjaśnić.
Po jakiś dwóch godzinach jazdy
woźnica dowiózł kobiety na miejsce. Przed domem na ławce siedziała jeszcze
przed chwilą, zanim przyjechały, matka chłopca. Widząc powóz wstała i podeszła
do bramki znajdującej się w drewnianym płocie, który ogradzał jej działkę.
Widząc stojące przed sobą członkinie gildii objęła je mocno po kolei. Po czym
przywitała je słowami:
-
Cieszę się, że już jesteście. Miłosz na was czeka u siebie w pokoju.
Tak
miał na imię jej syn, jak się okazało nastolatek z nieuleczalną chorobą. W
zadaniu jednak nie chodziło o uzdrowienie jego ciała. Zadanie dotyczyło czegoś
innego, bardziej nieuchwytnego. W sprawę wprowadziła je matka chłopaka.
Zanim Miłosz dowiedział się o
chorobie, poznał trochę starszą od siebie Natalię, sierotę z rodziny
zastępczej, która podróżowała wówczas z tą rodziną, jak to ujęła kobieta „to tu,
to tam”, by wybrać najbardziej odpowiednie miejsce do osiedlenia. Takie
miejsce, w którym byłaby praca, tak zwane lepsze perspektywy oraz gdzie
mieszkaliby mili ludzie w pobliżu. Choć spotkali tu przyjaznych ludzi, niestety
wówczas ciężko było w tym miejscu z pracą i godziwymi zarobkami. Poszli więc
dalej w świat szukając dla siebie miejsca. Po niecałych 2 miesiącach pisania
kontakt się urwał. Nie wiadomo dlaczego. Niedługo potem chłopak zachorował i
nie szukał z nią już tak bardzo kontaktu, później postawiono mu diagnozę i cały
jego świat się zmienił. Matka chłopaka widziała jednak, że kwestia ta dalej ciąży
Miłoszowi i zastanawia się, czy coś złego nie przytrafiło się jego „Nati”. Sama
nie dałaby rady jej poszukać, stąd jej prośba o wsparcie. Kobiety miały
porozmawiać z chłopakiem, zdobyć więcej informacji o Natalii, a następnie dowiedzieć się, co też spowodowało, że ta przestała kontaktować się
z Miłoszem.
Po rozmowie z chłopakiem pewne były
dwóch rzeczy: muszą jak najszybciej znaleźć Natalię, bo Miłoszowi nie zostało
dużo czasu oraz że coś musiało zdarzyć się w życiu jego znajomej, że nagle
przestała pisać. Po tych listach, które dotarły do chłopaka, nic nie wskazywało
na to, by Natalia chciała przerwać ich znajomość. Dobrze, że członkinie zespołu
dysponowały powozem. Dzięki niemu mogły szybciej dotrzeć na wyznaczone przez
siebie miejsce. Na podstawie adresu, który widniał na ostatnim liście, kobiety
złapały „trop” prowadzący ku Natalii. Jej energia z jakiegoś powodu również
była słaba. Nina poszła śladem jej emocji, które wciąż były żywe w jej listach
i w niej. Maja lokalizowała ją na podstawie energii, lepiej jej to wychodziło
właśnie przy większych odległościach, gdy ktoś lub coś było niedaleko oraz przy
większej liczbie osób nie była jeszcze w stanie rozróżnić, która z energii
należała do kogo. Wszystko jej się wówczas mieszało. Były też istoty, które
blokowały jej zdolności i nie była w stanie ich zlokalizować. I tak nie mogła
zlokalizować ani Zefiryna, ani Franka, czy Władka, a także Krzesimira czy Sary.
To ją bardzo frustrowało. Szczególnie, że Nina nie miała problemów, by bardziej
lub mniej dokładnie wskazać, gdzie mogą być, bądź niedawno byli.
Każda z kobiet przekazywała
pozostałym to, co udało jej się ustalić. Felicja ponownie poczuła się nieprzydatna.
Zdolności, które do tej pory rozwinęła, wydawały jej się właściwie bezużyteczne.
Zauważyła to Nina i rzekła:
-
Każdy talent jest ważny, każda zdolność. Wszystko jest do czegoś przydatne,
inaczej tego by nie było. Przyjdzie i twoja kolej, by pomóc w tym zadaniu.
Felicja
lekko uśmiechnęła się do koleżanki i przytaknęła. Temat na tę chwilę został zakończony
i wrócono do sprawy. Kobiety przekazały woźnicy, gdzie ma się kierować. Po czym
same pogrążyły się w rozmyślaniach i analizie sytuacji.
Gdy dotarły na wyznaczone miejsce,
Nina i Maja były pełne obaw. To, co czuły i widziały odnośnie poszukiwanej dziewczyny, było bardzo niepokojące. Nina
odczuwała od Natalii dużo niepokoju, lęku i obaw. Maja widziała, jak poziom
energii dziewczyny się zmniejsza, nie była w stanie jednak jej dokładnie zlokalizować.
Nina też miała z tym problem. Znalazły się w końcu w pobliżu domu, w którym,
jak się wydawało, mieszkała. Był on niewielki, ale stał w szeregu podobnych,
prawie identycznych do niego. Wszystko się dobrze ze sobą komponowało, choć
można było pomylić jeden dom od drugiego. Najgorsze było to, że właściwie cała
okolica wydawała się Ninie pełna takich emocji jak u Natalii, dużo tu było
lęku, niepokoju oraz różnorodnych obaw. Nie była więc w stanie jej znaleźć
poprzez zlewanie się tych emocji. Kiedyś takie sytuacje odbierała jako oznakę,
że jest niewystarczająca. Teraz wiedziała, że w większości przypadków taka
„niemoc” też niesie ze sobą pewną informację.
Gdy członkinie grupy z symbolem
strzał zaczęły się zastanawiać, jak odnaleźć Natalię i czy na pewno są przed jej domem, czy też może mieszka gdzieś w sąsiedztwie,
ścieżką wyłożoną kamieniami zbliżyło się do nich zwierzę przypominające ogromnego
kota.
-
Nicpoń?! – wykrzyknęła Felicja, zdziwiona i niepewna, czy dobrze widzi, czy
może ma jakieś zwidy.
-
O, widzę, że poznałaś mojego dalekiego kuzyna. Ja nazywam się Pomocniś, Pan
Pomocniś.
Jak
się okazało, koty te były podobne nie tylko z wyglądu. Były dosyć duże jak na swój
gatunek i pręgowane. Felicja jednak poczuła, że teraz pora, by ona mogła pomóc
w poszukiwaniach. Zapytała więc:
-
Znasz może mieszkającą gdzieś tutaj Natalię Khan?
-
To moja pani – odparł dumnie kot, po czym dodał – zaprowadzę was do niej.
Dodał
jeszcze, że kogoś innego by zbył, ale je polubił, więc uznał, że może im pomóc.
Stwierdził też, że dobrze trafiły, bo on ma dobry humor a jego Pani niedawno
wróciła z leczenia.
Po słowach o leczeniu kobiety wiele
zrozumiały, zapaliła im się „lampka w głowie”
i wiele pojawiły się pewne nowe pytania. Czyżby dlatego przestała pisać? Czy
było to też odpowiedzią na kwestię związaną z takim a nie innym poziomem
energii i emocjami tutejszych mieszkańców? Kobiety postanowiły jednak nie
dopytywać kota, który mógł jeszcze zmienić zdanie i nie doprowadzić we właściwe
miejsce. Gdy spotkają Natalię, wszystkie odpowiedzi będą na wyciągnięcie ręki.
Po kilku minutach trzy kobiety i kot
dotarli do właściwego domu. Z gadaniny kota, który jak widać lubił chwalić się
swoją Panią, wyglądało na to, że po powrocie z leczenia Natalia odwiedziła różnych
sąsiadów. Stąd też między innymi wyniknął problem z dokładnym zlokalizowaniem dziewczyny.
Wszyscy też na tym małym osiedlu byli jak jedna wielka rodzina, często odwiedzali
domy sąsiadów, przeżywali razem to co przynosiło im życie – zarazem te dobre jak
i mniej przyjemne rzeczy. Stąd też energia i emocje wszystkich tutejszych
mieszkańców mieszały się, co utrudniało ich odróżnienie, szczególnie, gdy
wszyscy martwili się o Natalię. Dziewczyna, choć była chora, wspierała swoich
sąsiadów jak mogła, to poprawiało jej nastrój. Miała w sobie dużo wewnętrznej
siły oraz chęci jak najlepszego wykorzystania czasu, który był jej dany. Nie
marnowała więc go, jednocześnie kot wiedział, że starała się aż za bardzo z
nikim nie zżyć, by jej strata nie była dla innych zbyt wielkim ciężarem.
Natalia siedziała na stojącej w
miejscu huśtawce, gdy kobiety z kotem do niej dotarli.
-
Widzę, że Pomocnisiu przyprowadziłeś gości.
-
Te panie szukały ciebie – odparł kot wskakując na wolne miejsce obok dziewczyny
na huśtawce.
Położył
następnie swój łeb na nogach swojej Pani i przymknął oczy.
-
Szukałyście mnie, dlaczego? – zapytała zaciekawiona Natalia.
-
Pozwól, że najpierw się przedstawimy – odparła Nina.
Po
czym przedstawiła, kim są oraz powód ich przyjazdu. Powiedziały, że są tu, by
ją odnaleźć i znaleźć odpowiedź na pytania Miłosza. Przedstawiły też jego stan
i prośbę jego matki, by ją odnaleźć i ulżyć w wątpliwościach chłopaka. Dodały
też, że zależy im na czasie, bo Miłosz niedługo umrze.
Kobiety wsiadły do powozu i
odjechały, by udać się do Miłosza z odpowiedziami, których ciągle szukał we
własnej głowie, choć nie mógł przecież tam ich znaleźć.
W czasie drogi Natalia wyjaśniła
Ninie, Mai i Felicji całą sytuację. Czuła, że i tak pewnie większości się
domyślają. Zresztą potrzebowała przygotować się do rozmowy z Miłoszem, a to
było najlepszym treningiem. Opowiedziała więc całą historię towarzyszkom podróży.
Zaczęła więc opowiadać, jak
przygarnęła ją rodzina Khanów (najpierw jako rodzina zastępcza, później ją
adoptowali). Dzięki nim poznała, co to rodzina i to, jaką siłę może ona dać,
nawet gdy nie jest łatwo. Nie ważne było, gdzie mieszkali lub co robili czy
jedli. Ważne, że byli razem i mogli na sobie nawzajem polegać. Jej przybrani
rodzice pokochali ją jakby była ich rodzoną córką i płynęła w niej ich krew. Stali
się prawdziwą rodziną. A domem było miejsce, gdzie byli razem. Przeprowadzali
się w różne miejsca, poznawali różnych ludzi, ale przede wszystkim zawsze byli
razem. Poszukiwali miejsca, gdzie będą mogli zamieszkać na stałe. Miejsce z
dobrymi ludźmi i perspektywami. W czasie tej ich wspólnej podróży w
poszukiwaniu „ich miejsca na ziemi”, jak nieraz określali ich tułaczkę rodzice
dziewczyny, poznała między innymi Miłosza. Polubili siebie nawzajem, nieważne,
że była od niego starsza, coś ich do siebie po prostu ciągnęło. A wzajemne towarzystwo
stało się czymś naturalnym. Gdy przyszedł więc czas rozstania, był on ciężki
dla obojga. Postanowili więc do siebie pisać. Oni trafili na krótko do innego
miejsca, by po przeszło 2 miesiącach osiedlić się w tym miejscu, w którym teraz
mieszkała. Niedługo po tym odkryto u niej nieuleczalną chorobę. Według diagnozy
ma nie dożyć 30-tych urodzin. Najpierw nie pisała ze względu na „ferwor”
przeprowadzki, chciała już napisać z nowego miejsca i podać Miłoszowi swój nowy
adres, może nawet go do siebie zaprosić, by ich znajomość nie podupadła i nie
znikła. Po tym jednak, gdy się dowiedziała o chorobie, ciężko to przeżyła, nie miała głowy do pisania. Później
stwierdziła, że lepiej będzie dla Miłosza, jak o niej zapomni i bez niej ułoży
sobie życie. Nie spodziewała się takiego obrotu sprawy. Czuła, że powinna
napisać do Miłosza cokolwiek, by się o nią nie martwił i żył dalej, nie potrafiła
się jednak do tego zabrać. Nie wiedziała, jak to ubrać w słowa i tak czas mijał
aż do obecnych zdarzeń.
Gdy dojechały na miejsce, czekała na
nie zaniepokojona matka Miłosza. Widziała, że - po chwilowej poprawie - jego
stan się pogarsza. Obawiała się, że odejdzie z tego świata wciąż analizując,
czy gdzieś kiedyś nie zrobił jakiegoś afrontu dziewczynie (Natalii), że
przestała się do niego odzywać. Natalia więc bez wstępnych wyjaśnień od razu
udała się do Miłosza. Rozmawiali ze sobą przeszło godzinę. W tym czasie przedstawicielki
gildii przedstawiły sytuację matce chłopaka. Ta tylko westchnęła rozumiejąc
czyny Natalii i jej dobre intencje. Po tym wszystkim nie potrafiła się na nią
złościć. Sposępniała tylko jeszcze bardziej. Gdy Natalia wróciła przed dom
rodziny Miłosza, powiedziała matce chłopaka, by się do niego udała. Gdy została
sama z Niną, Mają i Felicją powiedziała im, że niedługo chłopak umrze.
Wiedziała takie rzeczy. Nina z Mają jej smutno przytaknęły. Po czym Natalia
dodała:
-
Nie powinnam była z tym czekać. Czasami widocznie zbyt długo odkładamy pewne
rzeczy. Dziękuję, że mnie tu przywiozłyście. Gdybym nie odbyła tej rozmowy z
Miłoszem, oboje mielibyśmy różne wyrzuty, również do siebie samych.
Żałowała,
że chłopak tak dużo czasu i energii poświęcił na rozmyślania oraz wymyślanie
powodów jej poczynań, zamiast tę energię poświęcić na inne, bardziej
wartościowe rzeczy. Nie była świadoma, że jej decyzje i milczenie w taki sposób
wpłyną na Miłosza. Chciała dobrze, ale teraz wiedziała, że powinna była
postąpić inaczej. Nie mogła tego zmienić, ale cieszyła się, że zanim chłopak
odszedł, mogli sobie wszystko wyjaśnić. Dobrze też wiedziała, że już niedługo
dołączy do chłopaka i odejdzie z tego świata.
Po dłuższej chwili do stojących kobiet dołączyła matka Miłosza.
Była cała zapłakana. Jej syn właśnie odszedł, przyszedł na niego czas i jego
dni na tym świecie dobiegły końca.
Natalia musiała wracać, nie mogła
zostać na ceremonii pogrzebowej. Wolała pamiętać go z dawnych czasów. W domu czekali
też na nią zniecierpliwieni rodzice i kot. Na pewno się o nią martwili.
Kobiety zostały na ceremoniach a
Natalia została odwieziona do swego domu powozem. Tuż przed odjazdem dziewczyna
żegnając Ninę, Maję i Felicję każdej z osobna szepnęła kilka słów. Po czym
jeszcze dodała już głośno do wszystkich trzech:
-
Tym zadaniem pomogłyście nie tylko Miłoszowi, ale także jego matce i mnie.
Dziękuję.
To
były jej ostatnie słowa do przedstawicielek gildii spod znaku strzały. Kilka
miesięcy później i ona odeszła z tego świata.
Felicja nie wiedziała, co Natalia powiedziała
Ninie czy Mai. Nigdy się z nią tym nie podzieliły. Natalia przekazała zaś
kobiecie następujące słowa: „Dziękuję. Dzięki Twemu szczęściu zdążyłyśmy na
czas. Gdyby nie ty, wasze zadanie byłoby nie w pełni wykonane. Nie możesz
jednak polegać tylko na nim. Czasami warto w mniej ważnych sprawach mieć pecha,
by w sprawach większej wagi mogło ono nam sprzyjać. Sprzyjać w sprawach typu
życia i śmierci jak w tym przypadku. Powodzenia”.
Po ceremoniach związanych z
pogrzebem Miłosza i powrocie powozu, wszystkie trzy kobiety powróciły do
gildii. Były bogatsze o kolejne wykonane zadanie i przemyślenia z nim związane
oraz słowa Natalii, przedziwnej dziewczyny z darem narodzonej w tym świecie.
W siedzibie gildii na panie czekał
Zefiryn. Polecił im odpocząć i nabrać siły. Powiedział również, że jest z nich dumny.
Z jakiegoś nieznanego dla siebie powodu na Felicji słowa mężczyzny wywarły
wielkie wrażenie. Jakby dopiero teraz dostrzegła, co uczyniły. Jednym zadaniem
pomogły wielu ludziom. Poczuła się też wreszcie potrzebna, nawet jeśli w tym
przypadku pomogła tylko nieświadomie. To już było coś. Poczuła się lżej, jakby
wielki ciężar spadł jej z serca. Do czegoś była przydatna. Zresztą jak to mówił
Zefiryn „każdy jest, choć nie zawsze to dostrzega”.
Tym razem kobiety wraz z Zefirynem spędzili
w siedzibie gildii ponad miesiąc odpoczywając. W tym czasie Franek i Władek,
brązowoocy mężczyźni, pomagali w czymś Krzesimirowi. W czym, tego Felicja nie
wiedziała. Musiało to jednak być coś ważnego, tak przynajmniej się domyślała,
skoro mężczyźni rozdzielili się z Zefirynem.
W czasie pobytu w gildii Felicja
ćwiczyła swoje zdolności poprzez rozmowy z różnymi dzikimi zwierzętami, głównie
ptakami.
*
Dni mijały spokojnie, aż pewien
mężczyzna przyszedł do siedziby „Strzał” (jak nieraz byli określani przez
„zwykłych mieszkańców tego świata”) szukając Zefiryna. Rozmawiali przez jakiś
czas na osobności, po czym Zefiryn zawołał Felicję i razem opuścili mury
gildii. Na miejscu miał jej wytłumaczyć, na czym będzie polegać jej zadanie.
Dotarli w końcu do małej wioski
położonej na południowy – zachód od siedziby grupy. Weszli do budynku
gospodarczego jednego z domostw i tam ujrzeli istotę, którą mieli się zająć.
-
Co to? – zapytała od razu zdziwiona Felicja.
-
Smok, nie widzisz?! – odparł Zefiryn, jakby to nie było coś niecodziennego –
Normalnie są to istoty mówiące jak te dwa koty – Nicpoń i Pomocniś. Z jakiegoś
jednak powodu ten osobnik nie mówi. Stracił rodziców i teraz właściciel tej
działki się nim zajmuje i obawia się o niego. Tu rozpoczyna się twoja rola.
Jej
zadanie polegało na porozumieniu się ze smokiem i znalezieniu odpowiedzi na
pytanie, dlaczego malec nie mówi.
Kobieta westchnęła, nie będąc pewna,
czy uda jej się porozmawiać z tą istotą i zbliżyła się o krok do wciąż młodego
i nie dużego (jak na swój gatunek) smoka. Najpierw się przedstawiła,
stwierdziła, że nie chce istocie zrobić nic złego. Zapytała też smoka o jego
imię
i powiedziała, że jego opiekun ją tu sprowadził, bo się o niego martwi. Po tym
całym wprowadzeniu smok odpowiedział na pytanie o imię. Zwał się Silverryu, tak
nazywała go matka, zanim została zabita przez „ludzkie istoty”, jak to określił.
Właściciel działki zwał go Filip. Podobały mu się obydwa. Choć wiedział, że
Maćko (właściciel tego miejsca) nie zrobi mu nic złego, to jednak wciąż bał się
ludzi, to było silniejsze od niego.
Gdy Felicja tylko się tego
dowiedziała, przekazała te informacje zniecierpliwionemu Maćkowi oraz Zefirynowi.
Potrafiła się z nim porozumieć, co było dla niej wielką ulgą. Nie umiała znaleźć
jednak odpowiednich argumentów, by przekonać smoka do rozmowy, chociażby z
samym Maćkiem. Przedstawiła całą sytuację mężczyznom bez ogródek. Wtedy odezwał
się Zefiryn:
-
Wszystko w porządku Silverryu – lekko się uśmiechnął, podszedł i pogłaskał
smoka. Pozostałą dwójkę zdziwił fakt, że smok pozwolił na to. – Przemówisz, gdy
zechcesz. Dobrze, że nic ci nie jest – mówił spokojnie i powoli, używając dość
niskich dźwięków. Po czym rzekł do Maćka – wszystko jest w porządku. Smok jest
zdrowy, potrzebuje tylko trochę więcej twojego czasu.
Ten
przytaknął. Widać było, że ufał Zefirynowi. Choć wtrącał się w działania
Felicji i nie podobała mu się jej „diagnoza”, zaakceptował od razu stwierdzenie
mężczyzny. Oboje pożegnali smoka oraz Maćka i udali się w drogę powrotną do
gildii.
-
Świetna robota – rzekł Zefiryn do dziewczyny, gdy tylko oddalili się trochę
od zabudowań.
-
Gdyby nie ty, nie wiem, czy nie skończyłoby się to wszystko kłótnią.
Czerwonowłosy
się roześmiał, po czym odrzekł:
-
Dałabyś sobie radę, skoro dałaś radę rozmawiać z takim stworzeniem jak smok.
-
Z ludźmi nie jest tak łatwo.
Mężczyzna
znów się roześmiał i dodał:
-
Ludzie są różni. Niektórzy potrafią być wredni i nieznośni, wymaga to od nas i
każdego pracującego z nimi sporej cierpliwości i wyrozumiałości. Nawet jeśli
ktoś na nie nie zasługuje – lekko się uśmiechnął.
Miał
rację i Felicja to wiedziała. Oni po prostu mieli robić swoje, nawet jeśli ci,
którym najbardziej powinno zależeć, by dana sprawa została jak najlepiej
załatwiona, nie pomagają, tylko przeszkadzają. Na szczęście nie każdy taki był
i to też już dobrze wiedziała.
Kierowali się w stronę gildii, gdy z
jednej z pobliskich wiosek spotkali dwóch mężczyzn rozmawiających o jakich
dziwnych wydarzeniach, które miały miejsce w ich wiosce. Zefiryn mijając
mężczyzn zapytał:
-
Możemy w czymś pomóc?
Ci
widząc, że mają do czynienia z osobami, które mogą spróbować im pomóc, będącymi
członkami tak zwanej legalnej grupy opowiedzieli o dziwnych sytuacjach. Zaczęło
się od tego, że zwierzęta zaczęły się dziwnie płoszyć. Całymi nocami musieli
ich pilnować bo inaczej przestraszone uciekały i nie można było ich już
znaleźć. Następnie ludzie zaczęli narzekać, że coś biega po ich domach, wynosi
niewielkie przedmioty. Zefiryn zapytał jeszcze kiedy mniej więcej zaczęły się
dziać się te dziwne rzeczy. Ci odpowiedzieli, że gdzieś mniej więcej wszystko
to dzieje się przez dwa tygodnie, od ostatniej pełni. Ten wówczas szepnął do
ucha dziewczyny:
-
Czy wyczuwasz gdzieś w pobliżu niewielkie kosmate zwierzę?
Ta
pokiwała głową, że nie. Po chwili jednak jakby słyszała w swojej głowie jakieś
dziwne dźwięki. Powiedziała o tym koledze. Ten odparł:
-
Spróbuj zlokalizować, z którego kierunku biegną te dźwięki.
Ta
pokazała niewielkie skupisko drzew. Mężczyzna tylko się uśmiechnął. Kazał jej
zostać z mężczyznami i udał się w kierunku tych drzew. Nie było kilkanaście minut.
Wrócił z jakimś kilkunastolitrowym workiem i dziwnie się uśmiechał. Gdy był na
wyciągnięcie ręki od nich rzekł:
-
Już możecie spać spokojnie. To była niewielka zmora. Widocznie, w któryś z
wiosek w czasie ostatniej pełni ktoś ją przegonił a nie odesłał do miejsca, z
którego pochodzi.
Mężczyźni
podziękowali czerwonowłosemu i podpisali jakieś dokumenty, które im pokazał.
Poszli w swoją stronę, a Felicja z kompanem zostali w miejscu spotkania. Po
kilkunastu minutach przyjechała zabezpieczony wóz, bez okien i do jego środka
włożył Zefiryn worek, coś powiedział i zamknął drzwi. Woźnica dodatkowo je
zamknął grubym łańcuchem. Wziął jakieś kartki od mężczyzny i ukłonił się
Felicji. Zefiryn poklepał go po ramieniu i coś powiedział mu na ucho. Gdy
pojazd odjechał mężczyzna zaczął tłumaczyć:
-
W worku była zmora, nie lubi za bardzo światła, stąd też zazwyczaj działa w
nocy. To istota nie z tego świata i najlepsze co może ją spotkać to odesłanie
do domu. Wolałem z nią,
a właściwie z nim, porozmawiać na osobności. Teraz jedzie bezpiecznie do
Kongresu, gdzie właściwe osoby odeślą go do domu, gdzie będzie bezpieczny.
Dziewczyna
w tej chwili zrozumiała, że mężczyzna działał bardziej dla dobra tej istoty niż
dla mieszkańców pobliskiej wioski. Szli dalej.
Gdy dotarli do siedziby „Strzał” po
jakieś godzinie, Zefiryn z Władkiem i Frankiem opuścili jej mury, by wykonać
kolejne zadanie. Felicja została w siedzibie gildii, po czym po kilku
miesiącach udała się z członkami swojej drużyny w dalszą podróż.
**
Mijały miesiące, Felicja wykonywała
różne zadania, niektóre nawet sama, bez jakiegokolwiek wsparcia. Była już na to
gotowa. Odkryła też nowe zdolności. Potrafiła nie tylko porozumiewać się ze
zwierzętami, ale także z ludzkimi niemowlętami. Później zauważyła, że rozumie
mowę roślin. Wymagało to od niej jednak dużo pracy, niełatwo było rozwinąć to
ziarenko potencjału, który w niej tkwił. Cieszyła się jednak, że chociaż nie
rozumie mowy tego, co je, bo nie wiedziałaby, co spożywać. Choć ona i jej
podobni nie potrzebowali dużo pożywienia, przynajmniej raz na tydzień powinni
byli coś skonsumować, by móc swobodnie korzystać ze swych zdolności.
Do Aldile, zgodnie z powszechnie rozpowszechnianymi
informacjami, docierało coraz więcej istot. Powodowało to różne niepokoje oraz
wzrost sił czarnych, mrocznych gildii. To wszystko spowodowało, że Kongres
poszukiwał nowych ekspertów i powiększał swoje grono, by móc lepiej reagować na
zaistniałą sytuację. Zefiryn coraz częściej przebywał w jego siedzibie. Podobno
był tam wręcz niezbędny. A razem z nim często udawali się tam Franek i Władek. Felicji ich brakowało, szczególnie Zefiryna, który stał się dla niej
nie tylko swego rodzaju nauczycielem czy mentorem, ale również dobrym
przyjacielem, kimś, na kim zawsze mogła polegać. Stawała się jednak coraz
bardziej samodzielna, choć nieraz nie było łatwo, wiedziała, że cokolwiek
będzie się działo, może liczyć na swoją drużynę, a szczególnie czerwonowłosego
mężczyznę.
Ciągnęło ją też do Krzesimira, dobrze wiedziała jednak, że
ten nie szuka miłości i stroni od bliższych relacji z innymi, nawet jeśli mu na
nich zależy. Nadal też nie spotkała Sary. Od czasu do czasu odwiedzała siedzibę
Kongresu, między innymi po to, by móc zobaczyć Krzesimira i choć chwilę z nim
porozmawiać, a także zdobyć nowe informacje o tym co dzieje się w krainie.
Felicja poczuła się w pełni częścią
tego świata i przywykła do porządków w nim panujących. Pewnego dnia wszyscy
członkowie drużyny (oprócz Sary) spotkali się w siedzibie gildii. Ukończyli
swoje zadania, by tam się zjawić. O spotkaniu poinformował ich Zefiryn. Było to
ich małe święto. Po tym czekało ich wspólne zadanie poza granicami Aldile. Było
to na tyle niebezpieczne, że mogli zagubić się w czasie i przestrzeni, a
wówczas istniało realne zagrożenie, że już nigdy nie będą mieć szansy spotkania
się ze swoim ka. Krzesimir z Kongresu przywiózł im stroje w jednakowym stylu,
wraz z tym zadaniem stawali się elitarną drużyną. Powierzono im zadanie, które
miało wpłynąć na losy setki istnień w tym innym świecie.
Stroje były czarne z jasnym symbolem
Kongresu Aldile na jednym z rękawów. Przedstawiał on jakby ognistego ptaka
wpisanego w okrąg. Dla Niny i Felicji była spódnica do kolan, dla pozostałych
członków drużyny były spodnie. Maja nie lubiła spódnic ani sukienek, więc jej
do nich nie zmuszano. W końcu zazwyczaj nosiła krótkie spodenki, w większości
dżinsowe. Pozostałe dwie kobiety w zależności od sytuacji i zadania nosiły to
spodnie, to suknie. Zazwyczaj w pastelowych kolorach chodziła Felicja a na
czarno ubierała się Nina.
Dzięki wsparciu trzech sióstr z Kongresu,
czyli Eiry, Banby i Flotly udało się grupie, oprócz Krzesimira i Sary, dostać
we właściwe miejsce. Członkowie drużyny utworzyli krąg trzymając się za ręce,
powtarzali przekazane przez siostry słowa i dzięki nim przedostali się na
planetę TT3. Bardzo rzadko wpływano na losy istnień z innych światów. W tym
jednak wypadku Wielki Plan uwzględniał takie działanie. Wielki Kreator zezwolił
na ingerencję, by w ten sposób umożliwić pomoc tysiącom istot, a tym samym także zmniejszyć
zamieszanie w samym Aldile.
Zadanie teoretycznie było proste.
Mieli ocalić życie pewnej przyszłej cesarzowej. Praktycznie działania
podzielone zostały na kilka etapów. Drużyna podzieliła się na dwuosobowe
zespoły i tak w jednej drużynie była Nina z Mają, w drugiej: Franek z Władkiem,
w innych: Zefiryn z Felicją oraz Krzesimir z Sarą, którzy mieli dostać się na
wyznaczone dla siebie miejsca oddzielnie. Mogło się to udać tylko dzięki
wsparciu Drui.
Po dotarciu na właściwą planetę
każda para udała się we wcześniej wyznaczone miejsca. Felicja i Zefiryn dostali
się na pobliskie wzgórze. Tam mężczyzna miał dokładnie wyjaśnić, na czym będzie
polegało zadanie Felicji. Reszta zespołu już została dokładnie poinstruowana co
do dalszych działań. Zefiryn zaczął od pytania:
-
Jesteś w stanie porozumieć się z tutejszą roślinnością?
Felicja
przymknęła na chwilę oczy i odpowiedziała:
-
Tak. Nie mam z tym żadnych problemów. Czemu pytasz?
Z
tym wiązało się to, co miała zrobić, ale najpierw musiał się upewnić, że nie
będzie miała problemów z korzystaniem ze swych darów w zupełnie innym
otoczeniu. Bywało, że zmiany otoczenia powodowały różne trudności w korzystaniu
z nich. Upewniwszy się co do tej kwestii pokazał towarzyszce drewnianą szkatułkę
z płatkami kwiatów wiśni. Zostały one wyselekcjonowane przez Sarę. Dzięki
zaklęciu położonemu na nich przez jednego z kapłanów rezydujących w Kongresie,
miały one unosić się w powietrzu w miejscu wybranym przez Felicję i Zefiryna.
Teraz mieli chwilę, by przećwiczyć ich skuteczność w tym świecie. Zefiryn od
razu mógł nimi poruszać. Felicja, choć dobrze się z nimi porozumiewała, nie
potrafiła jednocześnie z nimi rozmawiać i kierować nimi. Miała więc rozmawiać z
tutejszą roślinnością za pośrednictwem również tych płatków. Ich
rozmieszczeniem zaś zajął się Zefiryn.
Taka sytuacja zgodna była z
założeniami, stąd też jego obecność przy Felicji. Po kilkunastu minutach cała
akcja ruszyła. Felicja śledziła ruchy przyszłej cesarzowej, która poruszała się
czymś w rodzaju karocy, kierowanej przez zaufaną osobę. Nie była ona ciągnięta
przez konie, wydawała za to różne dziwne dla ucha odgłosy, nieznane kobiecie.
Była napędzana mechanicznie.
Karoca poruszała się drogą zgodnie z
planem. Za pomocą płatków Zefiryn miał także kontakt z Sarą oraz Władkiem i
Frankiem. Sara zaś miała łączność z Mają i Niną. W ten sposób cała operacja
była kontrolowana przez tę dwójkę. Jak się później Felicja dowiedziała, Krzesimir
jechał karocą wraz z przyszłą cesarzową planety TT3. Jego zadaniem była pomoc w
razie nagłych zdarzeń. Miał też swoje, tylko sobie znane zadania do wykonania w
ramach członkostwa w Kongresie.
W pewnym momencie karoca została
zaatakowana. Felicja porozumiała się z tutejszą roślinnością i ta stworzyła zieloną
skorupę wokół pojazdu, tak, że nikt nie mógł dostać się ani do środka, ani
wydostać się na zewnątrz. W tym momencie Franek i Władek zajęli się
bezpośrednim zagrożeniem – atakującymi, którzy znajdowali się najbliżej miejsca
akcji. Sara, Maja i Nina wspólnie przyczyniły się do tego, że odsiecz dla nich nie
dotarła. Agresorzy byli tak zagubieni, niepewni i zdezorientowani, że właściwie
to wszystko ich sparaliżowało. Nie mogli się ruszyć z miejsca. Zefiryn zaś na
chwilę opuścił swoje stanowisko, Felicja nie wiedziała, co wówczas zrobił. Choć
działania reszty drużyny mogła swobodnie monitorować dzięki kontaktowi z
tutejszą roślinnością oraz przetransportowanymi i poruszającymi się teraz wraz z
wiatrem płatkami wiśni.
Wyprawa skończyła się sukcesem.
Całej drużynie bez szwanku udało się też wrócić do Aldile. Żałowała, że znów
nie spotkała się z Sarą. Tak jak oddzielnie dotarła na TT3, tak i oddzielnie opuściła to miejsce wraz z Krzesimirem. Wykonali dobrze swe
zadanie, cesarzowa została uratowana, plan jej zgładzenia, bądź zrobienia z
niej marionetki udaremniony. Po krótkim czasie odpoczynku Felicja dostała
wiadomość, że ma się spotkać z Zefirynem niedaleko Kongresu. Udali się razem w
góry Tiran i tam mieli się spotkać z osobą zwaną Mistrzem Ku. Miał im przekazać
jakiś cenny zwój, który później należało przetransportować do Kongresu i oddać Krzesimirowi, który z kolei miał go przekazać jednej z Drui.
Podróż spod Kongresu w okolice góry Tiran
odbyła się spokojnie, choć trwała kilka tygodni. Jednak gdy byli już w jej
pobliżu, Zefiryn kazał jej uważać. Felicja była trochę zdezorientowana, ale postanowiła
zastosować się do tych ostrzeżeń. Nie wyczuła jednak, gdy tuż obok niej pojawił
się Mistrz Ku. Położył jej dłoń na ramieniu i powiedział:
-
Masz jeszcze długą drogę przed sobą – roześmiał się.
Jak
się okazało, był to znajomy Zefiryna i wiedząc, że ten opuszcza Aldile, chciał
poznać nową strzałę i pokazać, że może na niego liczyć w razie jakiś
wątpliwości. Teraz on stawał się jej przewodnikiem. Gdy Felicja się rozejrzała,
Zefiryna już nigdzie w pobliżu nie było. Wykonał swoje ostatnie zadanie. Dzięki
czemu było mu dane połączyć się ze swoim ka.
*
Felicja nie musiała nikomu z drużyny
mówić co się stało. Jak się okazało, Zefiryn rozmawiał już z każdym członkiem
drużyny. Felicja wypełniła misję do końca i oddała w ręce Krzesimira zwój.
Została też w Kongresie przez kilkanaście miesięcy. Podczas jej przebywania tam
Władek i Franek, przystojni brązowoocy mężczyźni o śniadej cerze, opuścili
Aldile. Jakby pobyt tutaj bez Zefiryna im nie odpowiadał. Następna była Maja.
Po tych wydarzeniach razem z Niną
witała nowych członków drużyny, którzy również przybywali tutaj wraz z mgłą,
tak jak ona. Teraz ona miała otoczyć ich opieką i przedstawić im ten świat oraz
wskazać, by cieszyli się dniem, nie skupiali na tym, co było oraz że są ważni –
jak każda żyjąca istota.
Nina,
Felicja i Krzesimir byli jeszcze w Aldile, gdy do komnaty Sary przybyła jakaś
postać.
- Co ty tu robisz? – pierwsza odezwała się kobieta zdziwiona przybyciem gościa.
- Czas byś wróciła do swego męża Saraj, Abram na ciebie czeka. – odparł
czerwonowłosy mężczyzna – teraz moja pora bym resztę naszej trzódki
przeprowadził do ich ka.
Ta nie dyskutowała z nim za długo. Widocznie przyszedł czas by opuściła swą
pozycję i pozwoliła innym na dokończenie jej misji, a któregoś dnia ktoś
przyjdzie i zastąpi mężczyznę. Wtedy on powróci do swej Beatrycze.
Komentarze
Prześlij komentarz
Dziękuję za komentarz :)