Recenzja. Viktor Arnar Ingólfsson „Tajemnica Wyspy Flatey”
Viktor Arnar Ingólfsson „Tajemnica Wyspy Flatey”
„Tajemnica
Wyspy Flatey” to kryminał, więc jak na ten gatunek przystało… na początku
pozycji jedna z postaci znajduje zwłoki… nie foki, choć takich można tu też się
spodziewać, lecz ludzkie. I tak rozpoczyna się cała historia okraszona starymi „opowieściami”
i różnymi zagadkami.
Temat
wysp, morza może przynieść trochę ulgi w upalne dni i odciągnąć uwagę od tego
co dzieje się wokół osoby czytającej. Może pomóc przenieść się takiej osobie w
czasie i przestrzeni na Wyspę Flatey i jej okolice.
Tytuł
oryginału brzmi: „Flateyjargáta”, jego copyright pochodzi z 2002 roku. Wydania
polskiego zaś z 2017 roku. W pozycji oprócz tekstu odnaleźć można swego rodzaju
schemat oraz mapę, wprawdzie są czarno – białe, ale są pewnym urozmaiceniem. Na
początku książki mamy więc dedykację, później mapę Islandii i Wyspy Flatey
dopiero później znajduje się właściwa treść publikacji.
Akcja
rozgrywa się na „wyspach zatoki Breiðafjörður w roku 1960”. Podkreślone
zostało, że przedstawiona historia jest fikcją literacką i wszelkie
podobieństwa do istniejących osób są tylko i wyłącznie przypadkowe.
Nawet
przyjemnie napisana, choć potrzebowałam kilku stronic by przyzwyczaić się do
prezentowanego tu sposobu narracji i pomału zacząć próbować wciągnąć się w
prezentowaną tu historię. Same rozdziały też kryją w sobie pewną „niespodziankę”,
nie są jednolite. Ich punkt wspólny – tych nazwijmy to dwóch części rozdziałów,
czytelnik odkrywa z czasem, podczas dalszej lektury.
Wspomniane
są tu dawniejsze dzieje niż te dotyczące 1960, opowieści przedstawiane tutaj
dotykają chociażby „Sagi Eryka Podróżnika” czy wspomina się Olafa Tryggvasona,
który panował w Norwegii w latach 995 – 1000, stąd też w różnych opisach dotyczących
książki można znaleźć wzmianki o wikingach.
Można
więc uznać, że wykorzystano istniejące już opowieści i pamięć o wikingach by
stworzyć własną historię. Jest tu więc sporo tajemnic.
Oczekiwałam
po książce wiele. Może zbyt wiele bo nie zostały one zrealizowane, bądź źle
były te moje oczekiwania ulokowane. Źle się nie czytało, ale no właśnie chyba
chciałam zbyt dużo bądź trochę czegoś innego, a w końcu publikacja jest nawet
interesująca. Ciekawe miejsce akcji, otoczenie. Opowieść też niczego sobie.
Może więc gdyby moje podejście od samego początku było inne, to inaczej
czułabym się po jej lekturze, a tak mam mieszane odczucia. Nie jestem więc w
stanie jej w stu procentach polecić fanom kryminałów czy krajów nordyckich, ale
trzeba przyznać, że ma swój „urok”.
Jak ktoś nie jest zdecydowany, tu
może zajrzeć do publikacji i na podstawie tych kilku stronic zdobyć dodatkowe o
niej informacje, które mogą przechylić w którąś stronę szalę i pomóc w podjęciu
decyzji -> http://sensus.pl/ksiazki/tajemnica-wyspy-flatey-viktor-arnar-ingolfsson,tawyfl.htm
Pozdrawiam,
Airi
Komentarze
Prześlij komentarz
Dziękuję za komentarz :)